kto jest tym jedynym???

napisał/a: Magdalena32 2009-02-06 13:38
gula napisal(a):Nie wiem czy dam radę żyć ze świadmością, że tak podle Go okłamałam....Narazie nic nie powiem, może poźniej dojrzeję do tego, a może wcale.....
Wiem tylko, że historia ta jest dla mnie ważną życiową lekcją, z której wyciagnęłam- niestety zbyt poźno- wnioski i nigdy więcej nie zamierzam dopuścić do takiej sytuacji.


ostatnio też mówiłaś że z Jackiem koniec że nie dopuścisz do kolejnych spotkań i wystarczył jeden sms i już byłaś w jego aucie! weź to pod uwagę, za jakiś czas pojawi się ktoś inny i znowu będziesz zastanawiała się kto jest tym jedynym bo skoro raz się nie wydało to nie wyda i drugi (a już kilka przypadków kobiet które zataiły romans a potem go kontynuowały lub miały inny na forum było kilka i każda z nich się zarzekała że już koniec z tym). tym bardziej że jak sama wspominałaś szukasz dodatkowych emocji, większych wrażeń i to się nie zmieni!

piszesz o miłości do męża, o tym jak uważasz że chcesz spędzić z nim całe życie itp ale mimo to chcesz ją całe życie okłamywać? jeżeli on jest taki dobry, kochany jak piszesz to ma prawo aby wiedzieć! ma prawo podjąć decyzję, a nie żyć w związku w którym nie ma szczerości bo ktoś się zabawił i teraz nie ma odwagi do szczerości, chociaż odwagę do czegoś innego z innym facetem miał i to nieraz ani dwa.

ja się będę upierał w przekonaniu że jeżeli tak go kochasz to powinnaś dać mu szansę dowiedzieć się prawdy, bo dzięki niej będzie wiedział co może zrobić aby zapobieć tego typu sytuacją w przyszłości bo Ty sobie kolejnym razem nie poradzisz! (i jeżeli jest tak jak piszesz i kocha Ciebie to wybaczy, tym bardziej że do najgorszego jeszcze nie doszło a i nie było uczucia jako takiego)
napisał/a: sorrow 2009-02-06 15:53
gula napisal(a):Nie powiedziałam i narazie nie zamierzam tego robić. Niezależnie jaką podejmę decyzję, to będę miała wątpliwości czy rzeczywiście jest słuszna.

Bardzo dobrze gula, cieszę się że podjęłaś na razie taką decyzję. Uwierz mi, że wyprostowanie waszych relacji z mężem zajmie ci trochę czasu i będzie cię kosztowało trochę wysiłku. Zrobienie tego w sytuacji, gdy mąż wie o wszystkim po pierwsze w niczym wam nie pomoże, a z pewnością utrudni. Ten ciężar, który nosisz w sercu niech pozostanie z tobą... mąż chyba nie zawinił tu niczym, żeby go tym dodatkowo obarczać. Sama natomiast jestem pewien, że znajdziesz w sobie tyle sił, żeby wasz związek rozkwitł.

To tak łatwo pisać i klepać literki na forum "powiedz mu", " tak jest w porządku", "życie w kłamstwie" i takie tam inne. W rzeczywistości niewiele osób zdaje sobie sprawę, że to operacja na otwarty sercu. To co tu jest tylko zbiorem mądrzejszych, czy mniej mądrych rad u ciebie przekłada się na całkiem realną sytuację. Radząc ci takie, czy inne zachowanie osoba bierze na siebie odpowiedzialność za następstwa. Za twoją depresję, czy samobójstwo po odejściu męża, który dowiedział się od ciebie "bo tak trzeba"... z a depresję, czy samobójstwo męża, który nie mógł znieść tej nie potrzebnej mu do niczego wiedzy... za nieszczęście waszych dzieci w przyszłości zyjących w "kulawym" związku, bo obarczony niezapominalną wiedzą o zdradzie. To są poważne sprawy. Ja osobiście nie mógłbym żyć potem w nieświadomości odnośnie udzielonej rady w rodzaju "musisz mu powiedzieć", bo nie wiedziałbym jak tragiczne konsekwencje nastapiły w twoim życiu.

Jedyną osobą, która te decyzje powinna podejmować jesteś ty. Co więcej... powinnaś robić to w momentach spokoju, a nie pełnych emocji. Już kiedyś kierując się emocjami walczyłaś ze związkiem z Jackiem... co z tego wyszło? Ja ci tylko z doświadczenia mogę powiedzieć... nie radzić... ale właśnie z doświadczenia osoby zdradzonej, która postanowiła kontynuować swój związek. Ta ostatnia część zdania jest bardzo ważna, bo inaczej to wygląda u osób, które się po prostu rozstały. Powtórzę raz jeszcze... wiedza o tym co zaszło w niczym do życia twojemu mężowi nie jest potrzebna. Pamiętaj, że dobro które do związku wniosłaś i wniesiesz ma wielokrotnie większe znaczenie niż zło, które się zdarzyło. Tym się kieruj i na tym się skup. Co z tego, że upadłaś raz, a potem drugi... liczy się to, że ciągle wstajesz i walczysz ze sobą. Tak jak napisałem w poprzednim poście... klapki z oczu ci już spadły, więc będziesz miała ułatwioną sprawę. Powodzenia :)!
napisał/a: ~gość 2009-02-06 16:05
dominik25 napisal(a):
ja się będę upierał w przekonaniu że jeżeli tak go kochasz to powinnaś dać mu szansę dowiedzieć się prawdy,


Dominiku25

Człowiek nie postępuje w sposób zgodny z oczekiwaniami partnera, ale w sposób dla siebie wygodny.
Gula mając dylemat - powiedzieć i wywołać kryzys w małżeństwie lub nie powiedzieć i dzięki temu uniknąć kryzysu lub co najmniej przesunąć go w czasie wybierze wariant drugi.

Problem Guli nie polega jednak na tym, czy powie mężowi, czy też nie - ale na tym dlaczego flirtowała z Jackiem. Zaprzestanie utrzymywania stosunków z Jackiem to nie wynik wygranej uczucia do męża, lecz ujawnienie prawdziwego charakteru kochanka. Gdyby kochanek zaprosił Gulę do wspólnego życia - uległaby z pewnością i czytalibyśmy jej posty z zapytaniem o sposób uzyskania szybkiego rozwodu i uwolnienia się od złego męża blokującego szybkie połączenie z kochankiem. Sam temat topiku - Kto jest tym jedynym - wskazuje, że Gula była gotowa zostawić męża dla Jacka.

Dlatego uważam, że Gula powinna rzetelnie dokonać rachunku sumienia, skoro byłam gotowa zastąpić męża Jackiem, to czy naprawdę nadal chcę być jego żoną? Dlaczego jej uczucie do męża przegrywało z zauroczeniem kochankiem. ? Nie wygrała miłość do męża, po prostu kochanek uciekł, a gdyby kochanek powiedział - zawsze możesz na mnie liczyć to czy Gula zostałaby z mężem, czy wybrała życie z kochankiem?
napisał/a: arekee325 2009-02-06 16:16
BeatrixKiddo,
Nie nazwałbym tego nieścisłością, ja nikogo tutaj nie namawiam do kłamstwa jedynie wyrażałem swoje opinie oparte o własne doświadczenia. Porównywanie mojej partnerki do guli nie jest adekwatne do Jej historii. Tak chciałem wiedzieć ale z całkiem innej przyczyny, ja żyłem w niekomfortowej sytuacji przez kilka miesięcy. Gula nie musi dać mężowi tak mocno do zrozumienia, że coś było nie tak przez ostatnie parę dni. To wszystko zależy od Niej, czy będzie umiała z tym żyć, bo moja kobieta nie umiała, bezgranicznie pogubiła się w tym wszystkim dając mi jednocześnie powody do myślenia. Gdyby w tamtym czasie zachowała się jak wczoraj gula obdarowując mnie miłością i tak pięknym uczuciem to nie miałbym powodu grzebania w śmieciach. Odkryłem prawdę i w moim przypadku wyszło to nam na dobre, ale konsekwencje mojej wiedzy o zdradę pozostaną na długie lata. Możesz mi wierzyć lub też nie, ale jeśli miałbym wybór to z pełną świadomością napiszę, że takie doświadczenie nie jest potrzebne i życie w nieświadomości byłoby dla mnie lepsze niż prawda. Sensowne jest też co napisał dominik25 , ale skoro się nie przekonamy to wiedzieć nie będziemy jak po zdradzie zachowa się dana osoba. Może zachowa się jak alkoholik i sięgnie po kolejny kieliszek, ale nie ma tu reguły. Wszystko zależy od nas samych, przypadłość człowieka jest sporem indywidualnym nie grupowym.
napisał/a: gshock 2009-02-06 17:10
Gula jesteś słabą osobą, jeśli przed kolejną zdradą powstrzyma Cię pamięć nieprzespanych nocy, samobójcze myśli i wspomnienie płaczu męża to mu powiedz. Zapewne wkrótce powitamy go w naszym gronie kiedy wpisze w google 'jak żyć po zdradzie' lub coś podobnego. Jeśli posiadasz odrobinę empatii to wyobraź sobie te noce i zachowaj je głęboko w pamięci na przyszłość i nie rozrywaj serca niewinnemu człowiekowi. Twoje życie zmieniło się na zawsze - jego przy twojej dobrej woli (i odrobinie szczęścia - zawsze może sprawa się wydać) nie musi.
Obawiam się jednak że decyzja o tym aby mu nie mówić będzie wynikała ze strachu o siebie a nie o niego.

I kończąc - podziwiając znów mądre słowa Sorrowa z jednym się nie mogę zgodzić. Uważa, że radząc Ci milczenie nie ponosi odpowiedzialności a obarcza nią tych którzy doradzają 'prawdę'.
A fakty są takie, że nie wiemy co się stanie jak nie powiesz (za chwilę sytuacja może się powórzy)
ani co się stanie jeśli powiesz (może to doświadczenie dałoby nauczkę na całe życie? a mąż jest wystarczająco silny).

Wiemy tylko, że teraz twój mąż jeszcze nie cierpi a 'prawda' (obojętnie czy od ciebie czy przypadkiem po latach) to cierpienie przyniesie.
napisał/a: gula1 2009-02-06 20:12
To nie jest takie proste, jak się niektórym wydaje. Zaczynam dostrzegać w czym tkwił problem, analizuję i wyciągam wnioski. Wtedy, gdy ulegałam chwilom- nie myślałam zbyt logicznie, co oczywiście mnie nie usprawiedliwia.

Przez pewien czas czulam, że się z mężem oddaliliśmy od siebie. I wcale wtedy nie było żadnego Jacka. Były kłótnie, wymówki, proby porozumienia się i pójścia na kompromis, co nam zresztą kiepsko wychodziło. Nigdy wcześniej- przez te wszystkie lata nie przechodziliśmy przez taki kryzys. Wcześniej zawsze prędzej czy później dochodziliśmy do porozumienia, dużo rozmawialiśmy i staraliśmy się zrozumieć siebie nawzajm rozważajac wszystkie argumenty.
Teraz zaczeliśmy obstawać przy swoim rezygnując z prob zrozuminia drugiej strony. I to nas oddaliło od siebie. Przestało odpowiadać mi życie, jakie mam, zastanawiałm się, czy jestem szczęśliwa...Nie czułam jednak tego....Wraz z tym uczuciem pojawiły się wątpliwości- czy na pewno chcę, aby moje życie tak właśnie wyglądało, czy da się to zmienić, czy też może my przestajemy się starać.....próbowaliśmy rozmawiać, ale ciągle było cieżko...Już nie raz przecież było i nikt nigdy się nie poddał! Zawsze stawaliśmy na wysokości zadania!
Kryzys się pogłebiał, zaczęłam się zastanawiać, czy Michał to rzeczywiście ten jedyny...I nie było wtedy tego innego. Ale pojawił się wkróce.

Był jakby narzędziem w wyjaśnieniu tego, czego właściwie chcę od życia, moim życiowym sprawdzianem. Nie byłam wtedy tego świadoma. Jacek był zludzeniem, do całej sytuacji ułożyłam sobie scenariusz jak do wymarzonej bajki...Wierzylam w to, co sobie układałam w głowie, w jakąś tragiczną historię, która jednak może doczekać szczęśliwego końca.

To nie tak, ze miłosć do meża nie zwycięzyła, tylko zachowanie jacka mną potrząsnęło. Wydaje mi się, że te 2 sprawy zaważyły w takim samym stopniu.

Sorrow, dgw = dziękuje za Wasze slowa. Zblądziłam, zachowałam się podle i żałuję ogromnie! Ale to nie tak, że jestem z gruntu zła, że to wszystko przekreśla! Wszystkie te wspaniałe lata, uśmiechy, łzy, szepty, czułości, żale, rozterki, wspomnienia, chwile ogromnej radości, ekstazy, wzruszeń.....Że nie liczy się nic, moje zalety, to co zrobiłam dla rodziny, dla Michała....Że liczy się tylko to, że postąpiłam źle...Przecież chcę się poprawić, chcę kochać Michała z calego serca i zasłużyć sobie na jego miłość!

Sytuacja już się nigdy nie powórzy, po prostu to wiem! Możecie sobie spekulować, czy faktycznie tak będzie- czy inaczej, tak jak też, czy Wy sami w swoich oczach jesteście święcie przekonani, że bedziecie zawsze w sposób idelny, prawdziwy i szczery postępować wobec ukochanej osoby. I będziecie tymi dobrymi, nie krzywdzącymi, a żadna sytuacja, okoliczności nigdy nie wywrócą Waszego życia do góry nogami....Bo znacie siebie dobrze i umiecie dawać rady, osądzać innych wedle siebie, własnych przekonań, które są świętę i niepodlegające dyskusjom, ani żanym wątpliwosciom. Bo zawsze wszystko będzie u Was cacy i nigdy nie zbłądzicie, nigdy nie zboczycie z obranej przez Was drogi. Bo nigdy też nie zwatpicie w to, o wydaje Wam się słuszne, nie będziecie mieć dylematów, rozterek, żadnych pytań...zazdroszczę, naprawdę....
Nie chcę grać ofiary, ale chcę jedynie podkreślić, że nie jestem złą osobą, że żałuję, wyciagnęłam wnioski i zrobię wszystko, aby kochać swoją rodzinę mocno i zawsze.

Dziękuję wszystkim za rady, nawet za te, z których nigdy nie skorzystam.
napisał/a: ~gość 2009-02-06 21:45
gula napisal(a):Sytuacja już się nigdy nie powórzy, po prostu to wiem! Możecie sobie spekulować, czy faktycznie tak będzie- czy inaczej, tak jak też, czy Wy sami w swoich oczach jesteście święcie przekonani, że bedziecie zawsze w sposób idelny, prawdziwy i szczery postępować wobec ukochanej osoby. I będziecie tymi dobrymi, nie krzywdzącymi, a żadna sytuacja, okoliczności nigdy nie wywrócą Waszego życia do góry nogami....Bo znacie siebie dobrze i umiecie dawać rady, osądzać innych wedle siebie, własnych przekonań, które są świętę i niepodlegające dyskusjom, ani żanym wątpliwosciom. Bo zawsze wszystko będzie u Was cacy i nigdy nie zbłądzicie, nigdy nie zboczycie z obranej przez Was drogi. Bo nigdy też nie zwatpicie w to, o wydaje Wam się słuszne, nie będziecie mieć dylematów, rozterek, żadnych pytań...zazdroszczę, naprawdę....
Nie chcę grać ofiary, ale chcę jedynie podkreślić, że nie jestem złą osobą, że żałuję, wyciagnęłam wnioski i zrobię wszystko, aby kochać swoją rodzinę mocno i zawsze.

Dziękuję wszystkim za rady, nawet za te, z których nigdy nie skorzystam.


Czy to był sarkazm?
Fajnie że nie chcesz grać ofiary ale sorry - wiele razy słyszałam takie słowa... z ust niewiernych już po zjednoczeniu z kochankiem. I nie mów że wiesz - czy wiedziałaś kilka lat temu że bedziesz się całować z innym? Zanim się nie nauczysz przepowiadać przyszłości czy miewać prorocze sny - nie przewidzisz niczego. I nie przewidzisz tego czy tego nie powtórzysz.
To co tu masz to słowa ludzi skrzywdzonych zdradą którzy wolą znać prawdę, tych którzy woleli żyć w iluzji jakiegoś pseudozwiązku byleby niedoświadczyć bólu( a i tak go doswiadczyli i wielu z nich głęboko szperało w zdradzie partnera - więc dalej to są puste słowa bo nie wiadomo jakby sie zachowali ponownie w takiej sytuacji) lub innych ze zrytą psychiką. Obrona takimi słowami jak wyżej będzie niebezpieczna dla ciebie i niepotrzebnie rozbudzi dumę.
Nie ma już dobrych i złych decyzji. Wszyscy się w kółko powtarzają że jak nie powiesz to nie zranisz męża ,że nie warto mu niszczyć psychiki - ale już wspominałam że oni sami chcieli znać prawdę ,a okazało się że ich przerosła. arekee325 napisał że takie doświadczenie nie jest potrzebne i życie w nieświadomości byłoby dla niego lepsze niż prawda gdyby miał wybór - tylko że znowu nie wiem o co mu chodziło( PS do arekee - skoro mogę wierzyć lub nie to odpowiadam - nie wierzę ci), zrozumiałam że niepowinniśmy zdradzać, ale jak już się zradziło to powinniśmy żyć w kłamstwie co by nie zwariować. Bilans i tak i tak wychodzi ujemnie. Nie ma dobrych czy złych decyzji ,są tylko decyzje i każda ma swój ciąg dalszy, którego nie przewidzisz Niezależnie co zrobisz będzie miało swoje konsekwencje. Nie dobre, nie złe , po prostu konsekwencje.

Obyś naprawiła swoje małżeństwo, nieuciekaj już nigdy od problemów, to nic nie daje, znam z autopsji.
napisał/a: Magdalena32 2009-02-06 21:46
gula napisal(a):To nie tak, ze miłosć do meża nie zwycięzyła, tylko zachowanie jacka mną potrząsnęło. Wydaje mi się, że te 2 sprawy zaważyły w takim samym stopniu.


Jacek Ciebie oszukał no można powiedzieć "zdradził" i w tym nie ma żadnej Twojej zasługi bo Ty nie zrobiłaś tak naprawdę nic aby tą znajomość przerwać (możesz dzięki temu postawić się na miejscu swojego męża który tak jak Ty się dowiedziałaś prawdy o Jacku, dowiedziałby się prawdy o Tobie i tak jak Ty mógłby coś zmienić w sobie, w życiu rodziny), bo tak naprawdę (patrząc na to jak pisałaś cały czas) Ty tak szybko i łatwo nie zrezygnowałabyś z Jacka!
i nie mów że nigdy podobna sytuacja się nie powtórzy, bo wiesz że jesteś do tego zdolna i że już taka sytuacja miała miejsce i wszystko uszło płazem, już wcześniej mówiłaś z Jackiem koniec a kilka minut później już pisałaś do niego smsa, albo mówiłaś teraz już definitywny koniec a po krótkim czasie byliście w aucie, tak też może być za jakiś czas bo znowu poczujesz wątpliwości czy Michał jest znowu tym jedynym.
napisał/a: gula1 2009-02-06 22:37
Wiem, że nie powinnam pisać- nigdy....Ale będę się starać i zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby kochać swoją rodzinę z całych sił i dać jej tyle miłości, ile jestem w stanie.

Byłam słaba w swych postanowianich, ale nie chcę już taka być.
Tak naprawdę nie podjęłam jeszcze ostatecznej decyzji...Muszę ostudzić emocje. Dziś się wahałam...
Potem michal powiedział mi, że jestem Jego jedyną miłością, że kocha mnie ponad wszystko, że bardzo jest ze mną szczęśliwy...Że daję mu tyle ciepła, że stworzyłam Mu dom, podjęłam walkę, abyśmy mogli mieć dziecko- i przez to kocha mnie jeszcze bardziej....
Myślałam,że serce mi pęknie, te słowa były moimi wyrzutami sumienia....:(

Decydując się na opisanie mojej hisotrii na forum, liczyłam się z tym, że zostanę oceniona. Dziękuję też tym,z którymi się nie zgadzam, bo Wasze argumenty są trafne, a Wasz punkt widzenia daje mi wiele do myślenia.
napisał/a: arekee325 2009-02-07 13:03
Prawdziwa miłość wszystko wybacza.
To jeden z koronnych argumentów zwolenników mówienia o zdradzie. Ale nie jedyny. Zwolennicy wyznawania prawdy tłumaczą, że w związku powinna panować szczerość, zaufanie i nie można budować uczucia na zdradzie, a co za tym idzie, zakłamaniu i braku szacunku do partnera.
Głoszą hasła o krzywdzie, jaką zadajemy kochanej osobie nie mówiąc jej o zdradzie, o ryzyku, jakie podejmujemy ufając, że nie dowie się od kogoś innego.
I wreszcie zadają proste pytanie: a czy ty chciałbyś, aby twój partner wyznał ci prawdę? Nie chciałbyś wiedzieć, że zostałeś zdradzony?
Większość zgodnie na tym forum odpowiada - chciałbym wiedzieć.

Skąd bierze się potrzeba powiedzenia o zdradzie?
Odpowiedź na to pytanie jest zawsze taka sama.
Bierze się z tego samego, z czego wzięła się zdrada, z egoizmu.
Z potrzeby zaspokojenia własnych egoistycznych potrzeb. Wcześniej chodziło o zaspokojenie seksualne, teraz pozostaje jeszcze oczyścić sumienie.
Czy zastanawialiście się, że zdrada nie zaczyna się w momencie faktycznego dokonywania jej aktu?
Nie zaczyna się w chwili, gdy oddajemy swoje ciało komuś innemu. Ona tak naprawdę zaczyna się w chwili, gdy dowiaduje się o niej osoba, z którą jesteśmy w związku. Targani negatywnymi emocjami, przepełnieni potrzebą pokuty, świadomie i pod przykrywką "szczerości" wyznajemy prawdę o swoim występku. Czasami nawet tłumaczymy przyczyny zdrady, błagamy "daj mi jeszcze jedną szansę", ale nawet, gdy tej szansy nie dostajemy, to i tak możemy po trochu odetchnąć z ulgą.

Jak niewielu z tych, którzy przyznali się do zdrady, zdawało sobie sprawę, że krzywdziło partnera bardziej niż zrobiłby to zachowując swój sekret w tajemnicy?
Gówno warte są slogany, że każdy z nas chciałby znać prawdę, że został zdradzony. Ludzie, którzy tak mówią, dają zwyczajnie do zrozumienia, że nie chcieliby być okłamywani. To nie tyle wiedzy o zdradzie, ile przekonania, że ich partner jest dupkiem. Tak naprawdę to nikt nie chciałby o tym wiedzieć, a tylko nieliczni zdają sobie z tego sprawę. Bo trauma po czymś takim zostaje na całe życie. Pamięć o zdradzie odciska się piętnem (większym lub mniejszym) . Sytuacje, które będą przypominać okoliczności zdrady, dziwne zachowania partnera będą tylko wzbudzały, być może niepotrzebną, podejrzliwość i niepokój. Nie skrzywdziłeś, bo zdradziłeś, skrzywdziłeś, bo powiedziałeś o tym.

Jeśli zdradziliście, to żyjcie sami z tą świadomością. Jeśli mieliście wystarczająco dużo odwagi i siły by zdradzić, miejcie wystarczająco dużo odwagi i siły, by z tym żyć.
Nie obarczajcie partnerów swoimi wyrzutami sumienia. Oni tego na pewno nie potrzebują do szczęścia, bo tak jak zdrada nigdy nie jest dowodem miłości, tak przyznanie się do niej - jest dowodem całkowitego braku miłości. Bo jakże można mówić o kimś, że kocha, gdy ten ktoś kosztem partnera czyści swoje sumienie? Kochać to pragnąć szczęścia tej drugiej osoby. Nie pragnie szczęścia ten, który najpierw daje upust swoim potrzebom i zdradza, a później ponownie daje upust swoim potrzebom i przyznaje się do tego. Nie pragnie szczęścia ten, który myśli, że przyznanie się jest jedynym sposobem na uratowanie związku. To wielka bzdura, bo zdrada na zawsze niszczy zaufanie. Nikim jest ten, kto nie zdaje sobie z tego sprawy i w fałszywy sposób pojmuje szczerość i prawdomówność w związku. Jeśli zdradziłeś, nie wmówisz nikomu, że było to uczciwe wobec partnera, więc nie próbuj wmawiać, że przyznając się do zdrady, nagle zaczęło zależeć ci na uczciwości. To czysta hipokryzja

mądre przysłowie mówi "Im mniej
wiesz tym dłużej żyjesz".
napisał/a: Magdalena32 2009-02-07 13:37
arekee325 napisal(a):Jeśli zdradziliście, to żyjcie sami z tą świadomością. Jeśli mieliście wystarczająco dużo odwagi i siły by zdradzić, miejcie wystarczająco dużo odwagi i siły, by z tym żyć.
Nie obarczajcie partnerów swoimi wyrzutami sumienia. Oni tego na pewno nie potrzebują do szczęścia, bo tak jak zdrada nigdy nie jest dowodem miłości, tak przyznanie się do niej - jest dowodem całkowitego braku miłości. Bo jakże można mówić o kimś, że kocha, gdy ten ktoś kosztem partnera czyści swoje sumienie? Kochać to pragnąć szczęścia tej drugiej osoby. Nie pragnie szczęścia ten, który najpierw daje upust swoim potrzebom i zdradza, a później ponownie daje upust swoim potrzebom i przyznaje się do tego.


ale takie wyrzutu sumienia z czasem mogą przejść i osoba która raz zdradziła poczuje że raz mi wyszło nikt się nie dowiedział, a i te wyrzuty sumienia nie były aż tak straszne to czemu nie spróbować poraz kolejny? ale nie da się mówić że osoby które miały romans mają sumienie bo go nie mają i one chyba częściej starają się ukrywać swoje przygody niż osoby które raz zdradziły bo te częściej same się przyznają.
i nie można mówić że nie można być egoistą i przyznawać się do zdrady bo niszczy się życie drugiego człowieka i związek, bo się już tym egoistą było wcześniej np wskakując komuś do łóżka, a dzięki szczerości partner ma okazję wybrać czy chce ryzykować kolejne ekscesy czy odejść bo kolejne wybryki mogą bez kary pojawić się bardzo szybko.

arekee325 napisal(a):Nie pragnie szczęścia ten, który myśli, że przyznanie się jest jedynym sposobem na uratowanie związku. To wielka bzdura, bo zdrada na zawsze niszczy zaufanie


tak niszczy to zaufanie ale na własne życzenie.

mówisz tak żeby nie mówić, ale nie zastanawiasz się nadtym co poczuje człowiek który po iluś latach usłyszy że kiedyś żona miała romans (dla tej osoby te wszystkie lata będą fikcją, związek będzie już skreślony bo wątpię aby ktoś w takiej sytuacji się zdecydował ratować związek), albo osoba która zdradziła podczas kłótni w złości potrafi to wykrzyczeć partnerowi (były nawet przypadki na tym forum tego i niezbyt ciekawie się skończyły).
napisał/a: yogurtowy 2009-02-07 14:35
Witam,

nie można powiedzieć jednoznacznie, że prawda czy też ukrywanie faktu jest lepsza... wszystko zależy od mnóstwa szczegółów i bogactwa charakterów partnerów...

przecież to zupełnie inne sytuacje jeśli osoba zdradzająca bardzo żałuje tego co zrobiła a sam fakt staje się dla niej krzyżem, który wlecze do końca swojego życia - i tutaj nie doradziłbym obarczania prawdą partnera... a zupełnie co innego jeśli wraca do rzeczywistości jak gdyby nic się nie stało - tutaj prawda jest lepsza niż przyszłe konsekwencje, których prawdopodobnie można się spodziewać... oczywiście do tego szereg zagmatwanych sytacji bez odpowiedzi...

myślę, że dyskusję powinno się odnieść do tego konkretnego przypadku... a patrząc na to co tutaj się działo to w pierwszej kolejności gula bardzo poważnie zastanawiała się kto tak naprawdę jest jej miłością... to wydawało się śmieszne...

zauroczona po uszy mimo, że otrzymywała konkretne rady w dodatku rozumiejąc, że robi źle nadal pozostawała w sidłach i podświadomie brnęła w to jeszcze głębiej... dostała odpowiedzi, że ma wracać do rodziny i przestać... a w głębi siebie pragnęła i dożyła do rozwinięcia tej sytuacji... a to potwierdzała faktami... dlatego dostała rady, aby powiedzieć mężowi i tutaj wydaje mi się, że nie dlatego żeby go unieszczęśliwić lub zranić a tym samym doprowadzić do rozpadu małżeństwa, a właśnie dlatego, że poddała pod wątpliwość swoją własną wewnętrzną siłę w walce z własnymi emocjami i krzywdziła go nadal... jeśli nie potrafiła sobie z tym poradzić sama to powinna na kolanach błagać męża o pomoc w tym co zrobiła...

dopiero zdrada ze strony miśka otworzyła jej szerzej oczy na to co się stało... można snuć domysły co by było gdyby, ale do tego nie doszło... być może właśnie w tym momencie na jej drodze życia miała zapisaną tą próbę... to właśnie z niej ma zebrać życiową lekcję i w konsekwencji przeniesie to na miłość w rodzinie...


mam nadzieję, że gula teraz popatrzy innym piękniejszym sercem, w którym na nowo wzrośnie Miłość do męża... liczę na to, że ta Miłość będzie gorętsza niż wcześniej nie ze względu na to, że mąż o niczym nie wie a Ona boi się stracić czegokolwiek... ale właśnie, żeby mu wynagrodzić jego ufność, bezgraniczną Miłość, szczerość, ciepło, bezpieczeństwo gdy Ona nie patrzyła a przecież to cały czas było oraz to czego On pewnie nie byłby w stanie zrozumieć, a za co Ona oddała by teraz wszystko aby cofnąć czas...