Rozczarowana,nie przyznająca się

napisał/a: nieznajoma 2007-07-28 06:25
Masz racje w tym co piszesz.Ja uważałam się za osobę doświadczoną a teraz widzę że niewiele wiem.Porozmawiam dziś z nim ale mam złe przeczucia.Dokładnie tak jest.On nie traktuje mnie równorzędnie.To się pogłębia coraz bardziej.Najbardziej boli mnie to że przez pierwsze 2 lata znajomości wmawiał mi jak to będziemy żyć ze sobą itd.Z czasem wszystko zaczeło się odsuwać,coraz żadziej wspominał.Wręcz twierdząc że to ja mam problem.Jeśli rozmowa nic nie da ,nie wiem czy będę umiała dalej w to brnać.Mam dosyć kłamstw które on ciągle usprawiedliwia a ja zanim.Tyle razy się zastanawiałam czy dałabym radę zostać z nim dla pieniędzy..Teraz już nie wiem czy warto.Przerażliwie się boję,że znowu dam się zwieść jego czułym pustym slowom a póżniej będzie to samo.Wiem że dopóki nie ma dzieci jest łatwiej.Z perspektywy czasu wiem iż nie powinnam była wychodzić za mąż w tamtym okresie.
napisał/a: Mari 2007-07-28 08:47
Nieznajoma ,Juliaczku9 czytam Was...ale kursor mruga i ciężko,nic nie mogę..nic nie przychodzi mi do głowy...
Może na razie spróbuję polemizować z Waszymi WYPOWIEDZIAMI...:),może Nam później coś wpadnie do głowy..
Juliacz9 piszesz bardzo dobrze jak Nieznajoma ma sie zachować,jak poprawić pozycję w swoim małżeństwie.Jesteś dobrą dyplomatką,ale piszesz rady ,tak mi się wydaje!,oczywiście nie wszystkie,które nieznajoma mogłaby zastosować do chłopaka w Jej wieku...
Ona mówi ,że niektóre z nich już zastosowała i pomogło na chwilkę lub nie było reakcji..
Nieznajoma odniosłam wrażenie,że kochasz za mocno!.Ja też taka jestem,więc rozumiem,ale też mam doświadczenie z tym związane...Taką miłość nawet bez wahania
można by było podciągnąć pod kategorię uzależnień lub toksycznych związków.Ale to moje zdanie. :)
Ty jak piszesz.., oddałaś Siebie całą w pełnym tego słowa znaczeniu..Zbierasz teraz żniwo w postaci mniejszego zainteresowania z Jego strony .Ty, czujesz się lekko odstawiona na bok.
Nieznajoma napisz proszę ,to może coś jeszcze się urodzi.. czy pracujesz,jakie masz zainteresowania,czy wychodzisz do koleżanek,na imprezki,,czy On stara sie zapewnić Wam jakieś rozrywki,a jak wygląda Wasza noc?

trzymaj się...
napisał/a: nieznajoma 2007-07-28 09:27
Mari.Wiesz,chyba to znak boży że trafiłam na te forum wczoraj.Pierwszy raz czuje się zrozumiana.Twoje słowa są w 100% słuszne.Zastanawia mnie to co napisałaś że rady Julii są dobre (zgadzam się),mogę być zastosowane do chłopaka w moim wieku.Zastanawiałam się czy moje problemu są uniwersalne czy wynikają z różnicy wieku.Przypuszczam,że z każdego po trochu..Moja sytuacja jest o wiele bardziej skomplikowana,tylko nie wiem czy mogę o tym pisać.To nie kwestia pewnego braku zainteresowania,niestety.Wiele potrafię zrozumieć.Tak KOCHAM go.Gdy jest dobrze chcę być przy nim jak najbliżej,podoba mi się fizycznie ale też z charakteru.Gdy go poznałam być z specyficznej sytuacji.Pomagałam mu.Wyjeżdzałam za granicę itd.Zawsze starałam się tak postępować by nie czuł sie gorszy.Ciągle płyneły z moich ust słowa zrozumienia,wsparcia,umacniania go w wierze..Z czasem gdy jego sytuacja życiowa zaczela się zmieniać coś zaczeło się zmieniać.Robiłam wszystko by to zminimalizować,wytłumaczyć.Nawet teraz łapię się na tym iż próbuje sobie mówić iż może przesadzam,nie mam racji,że rozbije udany związek i będę sama,nieszczęliwa.
Jego znajomi w częśći nie wiedzą że jest żonaty (nie nosi obrączki).Nie znam ich.Jego rodziny również.Teraz dopiero to do mnie trafiło..Kiedyś był maly flircik z 29latką.Mowiłam mu co czuje,on że ma prawo rozmawiać z kobietami,że jest względem mnie jak najbardziej w porządku.Póżniej wyznał mi że ona proponowala mu sex.Oczywiście ja to czułam.Nic nie zaszlo.Ale uraz został.Nie pierwszy.Gdy planowaliśmy ślub załatwiałam w USC formalności.Idę do kierowniczki a ona mi mówi iż on jest żonaty.Wściekla mówię mu o tym.On że zapomniał,że nie myślał o tym gdyż czuł się kawalerem a to byl ślub fikcyjny z Ukrainką.Oczywiście po tym przyszły papiery stwiardzające rozwód.Wybaczyłam mu.To było 4 lata temu.Gdy myślę o tym cała się trzęsę tak jakby to było wczoraj.Teraz dowiedziałam się o innej sprawie.Wypił w kawiarni 3 piwa i zecydował się mi powiedzieć iz robi pewne rzeczy (prawo),chociaż gdy go poznałam obiecywał mi że to się zmieni,że nigdy nie powróci do tego co robił wcześniej,że chce żyć uczciwie.Co tragiczne -on uważa że jest ok.Ze to nie wyjdzie na jaw,wię on nic złego nie robi.
Traktuje mnie jak skączoną idiotkę.Ja ciągle sobie mówię że to związek,że tworzymy małżeństwo rodzinę,a może to tylko fikcja.On powie że bardzo mnie kocha.powie że na niego naskakuje i spyta czy jak mam te wątpliwości-czy się roztajemy.Już raz to zrobil.Wycofałam się z pomysłu odejścia widząc jego obojętność.Czułam że ten szantaż nic by nie dał,że nie walczyłby o mnie.
Dlatego tak się boję,że jak wreście będę domagać się równości on odejdzie.Tzn tak wyjdzie że ja odejdę a on będzie miał wolne sumienie.
To straszne,nie dam sobie rady.
Osatnio pracowalam w Polsce ale ostatnie lata- z oczywistych względów wyjeżdzałam za granicę do pracy.Teraz ewentualnie mam taką możliwość.Od grudnia licząc, praca w tej firmie się skączy.Nie mam żadnych koleżanek.Zawsze byłam nieśmiała zagubioną dziewczyną.Chciałam pokazać rodzicom że z nim zbuduje rodzinę jaką rodzice mi nie dali.Uciekłam od rodziców w milość.Chcialam dobrze.Przecież on wszystko ma,oddaną żonę,młodą,przyjaciela który był w ciężkich chwilach przy nim.Nie tak jak teraz jego znajomi.
Miałam kiedyś zainteresowania.Czasami mówiłam mu że właśnie tego mi brakuje,pasji,punktu zaczepienia.Ale nie umiem się w niczym odnależć.Nic mnie nie interesuje,niepociąga.Nie wiem już sama.
napisał/a: nieznajoma 2007-07-28 09:36
czy on zapewnia nam wspólmne rozrywki.Jak ma czas (prowadzi firmę) ,wychodzimy gdzieś.Najczęsciej do restauracj.Lecz dość żadko.Noce nasze nigdy nie były jakoś specjalnie ogniste.Lecz nie widziałam w tym problemu.Sama dopiero wchodziłam na tę drogę.On miał wiele problemów itd.Był czuły,doświadcony itd.Lecz w ostatnich chyba 3 miesiącach to się zmienilo.Chociaż wspomina o dziecku.Ogólnie to nie czuje na dzień dzisiejszy satysfakcji.Ostatnio pomyśłałam że musis coś być ze mną nie tak jak ma młodą żone z boku i nie jest nią zainteresowany.Z początku moje komlesy stawały się mniej wyrażne.Teraz od nowo czuje się nieatrakcyjna.Myślę o tym że on ma powodzenie u kobiet (co mi mówi ) i może mieć każdą inną młodszą (ktora poleci na kasę) a ja przy nich naprawde wypadam marnie.Za to nadrabiam zaletami niefizycznymi.Tak sądze.
napisał/a: Mari 2007-07-28 23:50
Kochanie dziś czytałam twój post kilka razy...Jest mi źle i czuję ból...,który Ty nosisz w sobie od jakiegoś czasu..Ja doszłam do siebie w ostatnich dwóch tygodniach a trwało to u mnie 2 lata .Moja sytuacja jednak diametralnie różniła się od Twojej ,bo miałam piękny i szczęśliwy staż małżeński i wiedziałam ,że warto aby wróciły tamte dni!,wiedziałam o co walczę!.

Ty...Kochanie popełniasz ten sam błąd ,który robi większość z Nas gdy kocha!
Nie wiem dlaczego tak się dzieje ,że jak kochamy to wierzymy ,że to będzie miłość na zawsze i bezwarunkowa.W pewnym momencie budzimy się i dopiero zauważamy ,że Nasz partner zrobił sobie z nas osobę bezwolną,totalnie uzależnioną nie zdolną do samodzielnego życia. Jest to bardzo smutne moje spostrzeżenie,które znam z autopsji i z wątków na tym forum.
Nieznajoma teraz to co musisz zrobić to systematycznie i powoli wrócić do życia!,odnowić swoje kontakty .Znaleźć jakąś pasję,po prostu zająć się czymś i żeby pojawiło sie z czasem więcej ludzi wokół Ciebie.To bardzo ważne.
Wtedy powoli będziesz się uwalniać z "uzależnienia"od Niego w jakie wpadłaś.
Przepraszam Kochanie,ale dla mnie nie do pomyślenia byłoby już na samym początku!coś takiego,żeby przełknąć to z tym ślubem z Ukrainką!.Już wtedy czerwone światło!.Kłamał i kłamie Cię.
Wybacz nie będę Cię ranić przykrymi słowami..bo wiem ,że bardzo ,ale to bardzo kochałaś!.Czuję,nie wiem.., może sie mylę!(nieee,napewno nieee :( ),ale chyba jak dorastałaś to miałaś problemy
z rodzicami?,było troszkę ciężko?...
Ja do tych dziewczynek należałam...i tu widzę ten problem przeogromnej miłości, której oddajemy się całe i czasami przebudzenie jest takie przykre i dla nas nie sprawiedliwe!

Proszę Cię na razie nie planuj dziecka.Dopóki Ty nie poczujesz się szczęśliwa i pewna!, proszę.. Ono nie pomoże Waszemu związkowi ,a może tylko pogłębić Twoją depresję.
Jak znam życie to rozmawiałaś z Nim o Was ,o tym ,jak się zaczynasz czuć źle...

Słuchaj a czy możesz wyjechać np na jakiś urlop , do rodziny,koleżanki?

napisz

Przepraszam,motam się...,nie chcę jeszcze rezygnować,szukam..,ale nic na razie nie widzę...

Proszę walcz o siebie, poczuj się silną,uwierz w siebie,to naprawdę nie jest trudne!!!!!
napisał/a: MEE 2007-07-29 01:00
Droga Nieznajoma, ja na te Forrum trafilem kilka dni temu, i to zupelnie przypadkowo, zauwazylem, ze wiele z postow dotyczy spraw malo istotnych, wrecz drobiazgow, ale sa i takie - tym nalezy sie wiecej miejsca i uwagi - ktore odnosza sie do prawdziwych ludzkich dramatow i zyciowych dylematow.

Twoj problem niewatpiwie nalezy zaliczyc do tej drugiej kategorii.

Zapewniam Cie, ze ogromna, bezwarunkowa miloscia potrafia obdarowac drugiego czlowieka nie tylko kobiety, ale rowniez mezczyzni. Niestety rzadko kiedy takim osobom los da szanse natrafic na siebie.

Ale pragne wrocic do sprawy zasadniczej. Droga Nieznajoma, kazdy "pelny" zwiazek dwojga ludzi, nie wazne czy sformalizowany czy nie, sklada sie z trzech elementow. Po pierwsze, z namietnosci (pozadania, czyli calej sfery erotycznej), po drugie, z zaufania i poczucia bezpieczenstwa, i po trzecie, z przywiazania.

Pierwszy z tych elementow zostaje z biegiem czasu "wygaszony" w kazdym zwiazku, to jest naturalne (przekonasz sie o tym czytajac chocby czesc z zamieszczonych na tym forum postow). Drugi nalezy do najwazniejszych, ale kiedy zniknie miedzy partnerami zostaje juz tylko zwykle przywiazanie, i de facto sa zaledwie "znajomymi"; nie ma miedzy nimi autentycznej bliskosci i potrzeby wzajemnego zrozumienia. Kiedy znika ostatni z wymienionych, tj. przywiazanie - zwiazek staje sie "pusty", ludzie sa sobie "obcy".

Prosze, zastanow sie, na jakim etapie sa Twoje relacje z partnerem.

Powiem Ci szczerze, ze jest rzecza niewiarygodnie smutna to, iz Twoj zwiazek od poczatku zostal zbudowany na nieprawdzie. Zycie pokazuje, ze przed takimi relacjami nie ma przyszlosci. Wiemy to dopiero z uplywem lat, wtedy gdy czasu nie daje sie juz cofnac.

Na szczesie :) Twoje zycie sie dopiero zaczyna. Wszystko jest przed Toba.

Pisz co Ci lezy na sercu. Nie jestes jedyna osoba na zyciowym zakrecie. Grunt zeby z niego nie wyleciec :), i nie trafic na pobocze :D !
napisał/a: MEE 2007-07-29 01:47
Droga Mari, Nieznajoma ma juz Przyjaciol, co prawda ze swiata wirtualnego, ale jednak. (To moja supozycja wzgledem Twojego ostatniego posta zamieszczonego w tym watku).

W jezyku staropolskim tkwilo jeszcze pierwotne znacznie tego slowa, ktore obecnie juz zaniklo. Widac je tylko w etymologii nazwy "przyjazn".

Otoz przyjazn, znaczy tyle, ze dwie jaznie sa przy sobie, czy tez obok siebie. Owe jaznie to oczywiscie nasze dusze, nasza psychika. Przyjaciel, to ktos kogo jazn, czyli dusza, jest obok nas i z nami, zawsze wtedy, gdy jej potrzenujemy i nie tylko. Przyjaciel, to pokrewna, to bratnia dusza, to ktos kto potrafi odczuwac tak jak my.

Mysle, ze sie zgodzisz.
napisał/a: nieznajoma 2007-07-29 09:36
Dziękuje Mee i Mari.To tylko posty ale są one dla mnie ogromne ważne.Nawet nie zdajecie sobie sprawy jak bardzo..Pierwszy raz mówię o tym jak wygląda moje życie komukolwiek.Żeby z nim być pokonalam wiele przeszkód i krzyczałam na cały świat że taki związek może się udać.Tak Mari-pochodzę z domu gdzie działo sie żle.Rodzice byli i są bardzo nie udanym związkiem.Co odbiło się na dzieciach.Ja od początku dorastania miałam wizerunek siebie wyniesiony z domu.Nie umiałam nawiązywać typowych relacji z rówieśnikami jak inni.Gdy go poznałam myślałam że to gwiazdka z nieba.Naturalne było iż musiałam przelać na niego wszystkie uczucia.Tak wiele mi brakowalo.

Nie muszę wyjeżdzać do kogokolwiek gdyż jestem sama w domu.Męża nie ma.Mialam z nim wczoraj porozmawiać ale nie było okazji.Więc napisałam smsy.Jak włączy telefon może je przeczyta.Wiem że to nie sposób na komunikacje ale nerwowo nie wytrzymuje.Boje się że po jednej rozmowie roztaniemy się.Chociaż napisalam mu co czuje itd i chce mu powiedzieć że jeśli chce być ze mną musi się więcej starać,traktować mnie jak żonę partnerke.Lub odejdę.

Te forum pozwoliło mi przejrzeć.Ze oszukiwalam się.Jestem uzależniona.Sprowadzona do roli,nawet nie wiem jakiej.
Jeśli powie że to przemyślał i się zmieni-nie wiem czy próbować,dać mu szansę .Czy odejść.Aczkolwiek wątpie że będzie walczył o mnie.Czuje to.
Wczoraj tak myślałam że boję ,rozpaczam,częściowo za nim,"naszymi" marzeniami ale też panicznie się boję zostać sama,zacząć życia od początku.
Tak dokońca jeszcze w pełni nie dociera do mnie że wszystko może się skączyć.
Częściowo wypieram z siebie taką możliwość więc będzie jeszcze mocniej bolało gdy do tego dojdzie.
]
Juz kiedyś myślałam że powinnam więcej wychodzić do ludzi.Rozmawiałam z nim o tym że brakuje mi swoich dawnych zainteresowań,nie mam nowych itd.Lecz to były bardziej monologi.On sluchał bo słuchał -może to zabrzmi dziwnie-ale jego podejście do moich prób rozmowy ,zniechęcały mnie do aktywności.Nie umiem w sobie znależć motywacji więc musiałam mieć jego poparcie,jitp.

Hmm..,będę kończyć..
napisał/a: nieznajoma 2007-07-29 09:57
Własnie o czymś pomysłałam.Powinnam robić coś dla siebie,nawiązywać nowe znajomości ..
Co o tym myślicie.Jeżdziłam do pracy za granicę 6lat.(Znamy się również 6 lat).On mi mówił od początku iż bardzo przeżywa moje wyjazdy.Ze z czasem gdy sytuacja się poprawi nie pozwoli bym tam jeżdziłam.Wyjazdy te przeżywałam bardzo ciężko.Roztanie ale też sprawy który były tam na miejscu.
W lutym on mi powiedzial (po mojej kolejnej fali stresu spowodowanego wyjazdem) że to mój ostatni wyjazd.
W ostatnim miesiącu zaczelam mu mówić iż czuje jakąś pustkę,nie wiem co robić ,że zastanawiam się czy nie wyjechać.Nie chciałam jechać ale chciałam zobaczyć jak zareaguje.Z początku nie mówił nic.Ostatnio zasugerował mi wyjazd.To mnie zdenerwowalo.
Dlaczego?Wyjeżdzałam na 8 tyg,on wiedział jak się czuję.Gdy wracalam praktycznie nie istniał temat tego co czułam w czasie pobytu.Próbowałam mówić mu,opowiadać,ale za ostatnim razem -zamknełam się w sobie widząc,ze niespecjalnie mnie słucha.Nie okazywał mi jakiejś specjalnej radości tym że wracam.Nie okazywał niechęci że wyjeżdzam.Widziałam tyle par gdzie mężczyżni okazywali tyle uczuć swioim parterką,jak bardzo byli szczęśliwi.
Narastało we mnie zniechęcenie.Probowałam rozmawiać ale słyszałam ciągle to samo.Wszystko jest ok.Czego chce od niego.
Czy to są normalne reakcje kochającego mężczyzny?

Ostatnio pracowałam krótko w naszym kraju.Musialam wręcz sama wciskać w niego słowo na temat nowej pracy,tego co czuje.Gdyby nie to, spytalby się zdawkowo "jak bylo w pracy" i skupiłby się na sobie.Rozmawialam z nim o tym.Twierdził że bardzo uważnie mnie slucha itd.Czyli problem jest we mnie.Jednocześnie gdy on ma problemy,dzieje się cokolwiek zona jest,żona wysłucha,zawsze pocieszy,da wsparcie.Cokolwiek on zrobi,powie-żona będzie to akceptować.Jeszcze dziękując mu że on czasami spojrzy na nią.
Tak się rozpisalam.Wyrzuciłam troszkę z siebie.Lecz gdy zostanę sama ze swoimi myslami ,takie właśnie refleksje znikają.Liczy się tylko milośc do niego,moje nadzieje na to że przy nim spelnie woje cele ,plany.
napisał/a: MEE 2007-07-29 11:42
Droga Nieznajoma, to nie sa reakcje prawdziwie kochajacego mezczyzny. To juz nie jest milosc. Przynajmniej z jego strony.

Smutne jest to, ze Twoj partner sie do Ciebie nie przyznaje. Mysle, ze od samego poczatku uczucia, ktorymi sie wzajemnie darzyliscie byly nieco inne.

Pytalas czy istnieja pewne prawidlowosci we wzajemnych miedzyludzkich relacjach. Tak, istnieja. Nie chce teraz o tym pisac. A co do zwiazkow osob w roznym wieku, to maja one tzw. "przyszlosci", ale tylko w pewnych okreslonych warunkach. Po pierwsze - co oczywiste - osoby takie musza pasowac do siebie osobowosciowo, miec np. wspolne zainteresowania czy pasje, powinny tez podobnie patrzec na swiat, a po drugie, dobrze jesli ich status materialny jest zblizony (chodzi o to, aby jedno nie bylo zalezne finansowo od drugiego), i wrescze wazne jest to, zeby poziom wyksztalcenia takich osob byl zblizony.

Ty czujesz gleboko, ze cos jest nie tak. "Zainwestowalas" ogrom swoich uczuc i niemala czesc swojego zycia, dlatego mysl o odejsciu jest tak trudna.

Kochajacy mezczyzna powinien walczyc, starac sie o swa partnerke, zabiegac o jej uczucia. A Ty dostrzegasz biernosc. Przez wiele lat myslalas o tym drugim czlowieku, jesli on sie juz Twoimi troskami nie interesuje, to czas zatroszczyc sie o siebie.

Sadze, ze Twoja intuicja pozwala Ci prawidlowo odczytywac jego postepowanie. Nasze babki powiadaly, ze mezczyzne trzeba od czasu do czasu wkladac do lodowki, aby nie stracil "swiezosci". (Kochajacy facet od razu odczuwa ow chlod :) )Ty sygnalizujesz zamiar odejscia - chocby potencjalny - a on jest obojetny :/. To jest symptomatyczne.

Rozumiem, ze dla niego poswiecilas tak wiele, ze nawetTwoja dalsza edukacja zatrzymala sie na tym etapie, gdy go poznalas? Czy tak?
napisał/a: nieznajoma 2007-07-29 13:32
Mee.
Ja o tym wiele razy myślałam ale nie chciałam tego zaakceptować.Od początku mieliśmy podobne zainteresowania,poglądy polityczne,religijne.Patrzyliśmy podobnie na związek,rodzinę,wspólne życie.To zaczeło się zmieniać z czasem.Gdy o tym mówiłam on zawsze to tlumaczył po swojemu.
Moja edukacja jest zatrzymana.Myślałam o tym.Rozmawialismy o tym.On mi nie zabraniał.Nawet czasami mnie zachęcał.W ostatnich miesiącach on nie wykazuje jakiejkolwiek inicjatywy by nawet slowem mnie do tego zachęcić.
Wiele zrozumialam na tym forum,jak nigdy wcześniej.Czytałam wczoraj o uzależnieniu od czlowieka.Potrzebuje go by pchał mnie do przodu.Potrzebuje czuć na każdym kroku jego przychylność,akceptację.Bez tego nie potrafię normalnie zdrowo żyć ,dla siebie.
To gdzie jest problem? W nim czy we mnie?Czytając co piszę w tej chwili poczulam się winna i jeszcze bardziej zdołowana.
Kłócą się we mnie myśli.On mówi że mnie kocha!Starcił rodzinę.Mówił że jestem dla niego najbliższą rodziną,pomijajać dalesze kuzynowstwo.Mowił o tym jak bardzo pomogłam mu w trudnych chwilach.Jednocześnie powoli przestaje czuć jego słowa w praktyce.
Czuje się winna za swoją biernośc,za to by nie wyszlo że to ja rozbijam mażeństwo,za to iż nie jestem taka jaką bym chciala być,za to że tak ,a nie inaczej dzieje się w związku.Może dla niego nie jestem tak atrakcyjna,interesująca pod każdym względem.
napisał/a: nieznajoma 2007-07-29 13:56
Mee
Zle to ujełam.Poglądy mieliśmy bardzo podobne.Wykształcenie również.Nawet kiedyś rozmawialiśmy często o tym.On ma 43lata.Zawsze twierdziłam że musi w siebie wierzyć,że nie jest za pózno by dalej się kształcić,że jest zdolnym inteligetnym człowiekiem.Da sobie radę.
Jeśli chodzi o finanse.Pochodzę z przeciętnej rodziny.On z zamożnej.Chociaż gdy go poznałam przebywal ..w zakładzie karnym.Miał wszystko.Rodzinę ktora go wspierała,pieniądze.Lecz wpadł w sidła jeszcze większych pieniędzy władzy.Za co poniósł konsekwencje.
Gdy go poznałam zbieglo się to z moją pracą za granicą.(Wiesz jak jest w naszym kraju).Pomagałam mu też.Gdy stał się wolnym człowiekiem zaczeliśmy układać swoje życie.Z czasem rozpoczał pracę na swój rachunek.Nie przelewa się nam,bym mogla powiedzieć iż calkowicie jestem uzalezniona finansowo.Tym bardziej że cały czas pracowałam.Ostatnie 3 miesiącach jestem w kraju.Myślałam że to się uloży.Zacznę normalnie pracować w Polsce itd.Jego zachowanie,symptomy zauważylam gdy stopniowo zaczeła się zmieniać jego osobista sytuacja.Chociaż on mnie zapewniał że wszystko jest ok.